Co tam słychać w Ameryce?
ACBL (amerykański związek brydżowy) organizuje w ciągu roku 3 wielkie kongresy, w ramach których rozgrywane są Mistrzostwa Ameryki. Na każdy z nich zjeżdżają się tysiące(!) brydżystów, by wziąć udział w kilkudziesięciu możliwych turniejach! Każdego dnia bowiem rozgrywanych jest kilka turniejów o różnych skalach trudności, tylko po to by zwycięzców było jak najwięcej. To dobry pomysł, bo przecież każdy lubi wygrywać :).
Rozgrzewamy się
Na jesiennych Mistrzostwach, na których miałem przyjemność pojawić się, najbardziej prestiżowym turniejem jest Reisinger, rozgrywany metodą Board-A-Match (wygrane rozdanie to jeden punkt). I tak naprawdę to na ten turniej wybraliśmy się w 12-godzinną wycieczką do San Fransisco. Drużyna była zacna – jako partnerzy: Marcin Mazurkiewicz i wesoły Krzyś (tata), a moim partnerem był Michał Nowosadzki – nowy idol młodzieży w Polsce. Tuż po przyjeździe, by przegnać Jet-lag rozgrywamy turniej teamów Knock-out podzielony na tzw. brackety. Wszystko po to, by grać na przeciwników na zbliżonym poziomie. Nikt się jednak nie przejął tym, że jesteśmy po długiej podróży i wrzucili nas do najwyższego koszyka. Pierwszy mecz gramy na drużynę międzynarodową, z którą dość łatwo wygrywamy (potem się dowiedziałem, że tam reprezentant Holandii i reprezentantka Ameryki grała). Ćwierćfinał nie był jednak tak fartowny i przegrywamy jednym impem. Na pocieszenie gramy wieczorny turniej teamów, ale bez większych sukcesów.
Najważniejsze starcie
Skoro się rozgrzaliśmy i przegnaliśmy pecha, czas zagrać było Reisingera. Czuję się dość dziwnie, bo pierwszy raz ludzi na oczy widzę i nie wiem co ludzie potrafią. Raz skontrowałem jakiemuś panu 2kiery(wyglądał na amatora), pan zrobił nadróbkę, a potem mi powiedzieli, że się Nunes nazywa (Z Fantonim wielokrotni Mistrzowie Świata). Na szczęście są też dobre zapisy i kręcimy się na granicy awansu do półfinału. Kluczowe okazuje się jednak ostatnie rozdanie: u nas Gawryś z Lwem grają 5trefli i robią nadróbkę. Na drugim stole Krzyś z Marcinem dopychają szlemika, którego Marcin po ładnej rozgrywce wygrywa. 1 punkt, a awansowaliśmy o 0,33 punktu. Na ostatnim miejscu wchodzą sobie Meckwelle(znowu światowa czołówka) . Ci to mają cały czas farta!
Sztuczki w półfinale
W półfinale niestety nie było już słabych drużyn i zabieranie punktów przychodziło z dużą trudnością. Po pierwszej sesji mamy zdobyte 11,5 punktu na 30, co nie daje nam wielkich szans na awans. Drugą sesję zaczynamy z Michałem od kilku zysków i wygląda, że jak będzie tak szło to może będzie sensacja. Szczególnie, że siadamy na pana w za dużej koszulce i czapeczce z napisem „woodstock”. Założenia korzystne, dostaję: 76 K107654 864 D4. Z prawej 1trefl, więc licytuję 2kiery, żeby trochę woodstockowi przeszkodzić. Partner na to 3kier i wszyscy się z tym zgadzają. Wist Dama karo i wyjeżdża stół: AW, D9, K104, A86432
AW, D9, K104, A86432
76, K107654, 864, D4
Wist dama karo, która bierze lewę (nie ma sensu wstawiać króla, bo as jest na pewno z prawej). Następuje odwrót w pika, a ja nie mam pojęcia jak w to grać. Stwierdziłem, że jak zabiję asem i odwrócę to będzie wyglądało, jakbym chciał przebić pika w stole, więc przeciwnik mi rozwiąże problem atutowy. Rzeczywiście, „czapeczkarz” wziął pika i zagrał as kier i kier wyławiając partnerowi waleta. Po rundzie się okazuje, że pan z woodstock to Bobby Levin, najmłodszy Mistrz Świata w historii.
Na drugim stole na sztuczkę Marcina dał się kupić sam Meckstroth. Mazurkiewicz rozgrywał 4piki, które na naszym stole Weinstein wygrał bez nadróbek i w ogóle o nie nie walcząc. Marcin jednak się nie poddał i zagrał na mały błąd rywala. Jeff dał się kupić, co pozwoliło rozgrywającemu w końcówce ustawić wpustkę. Niby tylko nadróbka, ale w tym specyficznym turnieju, warta cały punkt, czyli tyle samo, co za wygranie szlema. Niestety, dobre zagrania się skończyły i zostały zastąpione gorszymi, a przeciwnicy zaczęli też grać trochę lepiej. Sztuczkami obdarzył nas na przykład Fredin, ostatecznie przekreślając nasze szanse na awans. Ostatecznie zajmujemy 16 miejsce i nie wchodzimy do finału. Zresztą żadnemu Polakowi się w tym roku nie udało tego dokonać, więc ze zwycięstwa tym razem będą się cieszyć inni.
Turniej na pocieszenie
Dzięki amerykańskiemu systemowi rozgrywek nasze odpadnięcie wcale nie oznaczało nudów w ostatni dzień zawodów. Mogliśmy rozegrać turniej teamów, w którym uczestniczyły 64 drużyny. Dosiadam się do szóstej rundy, mówię „Hi”, spoglądam na przeciwników i tym razem kojarzę jednego gościa – wcale nie dlatego, że grał dobrze w brydża. Po prostu gość ma więcej pieniędzy niż wszyscy ci, którzy czytacie mój artykuł. Bill Gates mimo swojej słabej gry miał duże wsparcie z drugiego stołu i mecz z nami wygrał jednym impem. Takie przywileje bogatych ludzi. Ostatecznie w turnieju zajmujemy piąte miejsce, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że się nie mogę pochwalić, że Gates’a ograłem. Następnym razem. O ile będzie następny raz 🙂