Przejdź do treści

Artykuł w IKS-ie

Oto artykuł autorstwa Pawła Jassema, który ukazał się we wrześniowym numerze poznańskiego miesięcznika kulturalnego IKS.

Październik, rok 2008, Pekin. 

Ile czasu potrzebujemy, by zmarnować coś, na co pracowaliśmy całe życie? Rok, miesiąc, tydzień? Brydżysta może wszystko zaprzepaścić w jednym rozdaniu, w jednej źle wyciągniętej karcie, w jednej milisekundzie, podczas której impuls głupiej myśli idzie od mózgu do ręki. Dopadło mnie to nieszczęście i właśnie w ten sposób straciłem szansę na Mistrzostwo Świata. Mistrzostwo Świata w miejscu, gdzie 2 miesiące wcześniej rozgrywane były Igrzyska Olimpijskie, a ja sam byłem uczestnikiem „trzeciej Olimpiady” – Olimpiady Sportów Umysłowych.

 

Wszystko miało być takie proste. Jako reprezentacja Polski wygraliśmy rok wcześniej Mistrzostwa Europy z olbrzymią przewagą. Przed turniejem sami mówiliśmy, że prawdziwa gra zacznie się od ćwierćfinałów. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Przed ostatnim meczem rundy zasadniczej zajmowaliśmy ósmą pozycję i, by awansować, należało co najmniej zremisować z Duńczykami. Przegraliśmy minimalnie i odpadliśmy z Mistrzostw. To, na co długo pracowałem, zmarnowałem w jednej chwili. Takie jest życie brydżysty, takie jest moje życie, całe życie.

 

Ciocia i chłopaki na górze

O niektórych mówi się, że urodzili się z piłką przy nodze, niektórzy są w czepku urodzeni ( chociaż chyba nie o to chodzi, że pływają od małego), o sobie mogę natomiast powiedzieć, że urodziłem się z kartami w ręku. Do tego stopnia, że gdy pytają mnie, ile lat gram w brydża, wzruszam ramionami, bo sam nie znam odpowiedzi. Nie pamiętam. Wszystko dlatego, że mój tata jest wielokrotnym reprezentantem Polski i wicemistrzem Świata (powiedzenie o jabłku i jabłoni słyszałem miliony razy) i to prawdopodobnie on nauczył mnie grać (choć się do tego nie przyznaje, lubi mówić, że po prostu zawsze robię to, co on). Tego jednak przypomnieć sobie nie potrafię, pamiętam za to, jak stawiałem pierwsze brydżowe kroki. Najpierw u dziadków – co tydzień w ich domu, a później z ciocią i kuzynem. Z ciocią to zabawna historia. Na początku grę z nami traktowała jako sposób na opiekę 6-letnimi dzieciakami. Mieliśmy wspólny piętrowy dom nad jeziorem, gdzie spędzaliśmy całe wakacje. Kiedy byliśmy mali, to my musieliśmy prosić: „Ciocia, idziemy na górę?”. Gdy po jakimś czasie zaczęliśmy grać w brydża dość dobrze, sytuacja się odmieniła i słyszeliśmy: „To co chłopaki, idziemy na górę?”.

 

 Piotr, Kuba i dziewczynka z Zabrza

Pogrywaliśmy sobie w brydżyka, aż do czasu gdy zadzwonił znajomy taty – Janek Grygier i poinformował, że organizuje Mistrzostwa Polski do lat 15. Poprosił tatę, żeby przyjechał jako gwiazda, a my będziemy mogli sobie pograć. Miałem wtedy 10 lat i trochę się bałem, ale pomysł został zaaprobowany. Kuzynowi, który został bez pary z pomocą przyszła 13-letnia dziewczyna z Zabrza. Napisała do mojego brata – Piotra, że nie ma z kim grać. Ten odpisał z poczuciem humoru czternastolatka, że niestety gra z bratem, ale ma kuzyna, który ledwo się mieści pomiędzy stołem a krzesłem. Ale zasady zna. Wspólnie w turnieju drużynowym zdobyliśmy brązowy medal. Na naszym pierwszym turnieju!

 

Gdy brat wyrósł z konkurencji młodzików, zacząłem grać właśnie z moim kuzynem – Kubą. Zdobyliśmy w tej kategorii kilka złotych medali, dzięki czemu w światku młodzieżowym było nawet trochę o nas słychać. Dostęp do internetu nie był jednak wtedy tak powszechny, więc nieliczni tylko wiedzieli, jak w rzeczywistości wyglądamy. Na jednych z Mistrzostw Polski Młodzików doszło przez to do zabawnej sytuacji. Podczas gry rozmawialiśmy sobie sympatycznie z naszymi przeciwnikami, gdy ci do nas: „Wiecie, że powiedzieli nam, że mamy grać na Smolaka i Jassema?”. Szybko odpowiedzieliśmy, że ich okłamano i wróciliśmy do gry. Ale Kuba po dwóch minutach uświadomił przeciwników, że Jassem to nie potrafi grać, a Smolak jest za to znakomity. Szczęka mi opadła, ale opinia i tak już poszła w świat. Kuzyn szybko przestał grać w brydża, trochę urósł, wyprzystojniał i chłopak, który ledwo się mieścił pomiędzy stołem, a krzesłem jest bramkarzem i na powodzenie u płci pięknej nie narzeka. A dziewczynka z Zabrza? Jest w tej chwili jedną z najlepszych brydżystek w Polsce i w momencie kiedy piszę ten tekst, walczy o medale na Mistrzostwach Europy Kobiet.

Z tego okresu muszę jednak wspomnieć o Kacprze Wilczaku i Michale Kani, którzy są moim rówieśnikami. Z nimi to graliśmy w drużynie na „młodzikach”. Kacper mimo swoich 15 lat gry w brydża cały czas gra tak samo jak wtedy, kiedy zaczynał. Gdy ze znajomymi się trochę z niego nabijamy, tłumaczy się dyskalkulią i mówi, że jest humanistą. Może go nawet poproszę, żeby mi poprawił ten tekst. W końcu każdy powinien robić to, co umie najlepiej. Michał natomiast to wielki talent, który niedawno awansował do ekstraklasy. Razem z kolegami z Warszawy, chyba pobili rekord pod względem najmłodszej drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej. Szkoda Michała, bo mógł grać dobrze w brydża, jednak woli robić inne rzeczy i gra tylko okazyjnie. Ale gdy już gra, to wygrywa.

 

Zator” i „Tuczek”

Gdy trochę podrosłem zacząłem grać z dwoma Piotrkami: Tuczyńskim i Zatorskim. Gdy poznawałem tego drugiego był klasycznym piłkarzem: włosy na żel, zero alkoholu, łańcuch na szyi. To właśnie z nim w parze grałem w Pekinie. To była nasza ostatnia poważna impreza, ale muszę przyznać, że mimo to „Zator” wyrósł na ludzi: łańcucha nie nosi, żelu nie ma, alkoholu się napije, a niedawno nawet zadebiutował w reprezentacji Polski Open. Grając z nim w parze zadebiutowałem w reprezentacji Polski juniorów młodszych. W 2007 roku zdeklasowaliśmy rywali na Mistrzostwach Europy, zapewniając sobie zwycięstwo przed dwoma ostatnimi meczami (z trzynastu). I wtedy przyszedł Pekin, moja największa porażka, która nauczyła mnie, że trzeba walczyć od początku i nie wolno lekceważyć rywali. Chiny nauczyły głupiego 18-latka pokory. Byłem załamany i miałem 2 opcje: albo kończę grać albo za 2 lata poprawię swoje błędy i zostanę Mistrzem Świata.

 

Wtedy to zacząłem grać poważniej z zabawowym Piotrkiem Tuczyńskim. Wcześniej grywaliśmy ze sobą dużo, bo „Zator” był ode mnie 3 lata starszy i wszystkie Olimpiady Młodzieżowe, Mistrzostwa Polski Młodzieży Szkolnej, grałem z „Tuczkiem”. Nawet trochę tych turniejów udało się wygrać. Nadszedł czas Mistrzostw Europy w 2009 roku, w Rumunii. Od początku naprzód wysunęliśmy się my i drużyna Izraela, która jednak wyprzedziła nas, gdy przegraliśmy z nią mecz. Przed ostatnią rozgrywką traciliśmy do nich jeden punkt. My zwyciężyliśmy maksymalnym wynikiem z Czechami i czekaliśmy, co zrobią rywale. Ci niestety 3 rozdania przed końcem prowadzili największą możliwą w brydżu różnicą i wyglądało na to, że będziemy musieli się pogodzić ze srebrem. Wtedy jednak wmieszał się w to wszystko wspaniały Węgier (Izrael grał właśnie na Madziarów) i w trzech ostatnich rozdaniach zmniejszył znacząco zwycięstwo Izraelczyków, co nam pozwoliło zdobyć złoty medal. Nie muszę chyba dodawać, że Węgier na bankiecie tego dnia pił za darmo.

 

 Ilu państwo znają mistrzów świata?

W 2010 roku udaliśmy się na Mistrzostwa Świata do Filadelfii, by zrewanżować się za porażkę z Chin. Zaczęliśmy znowu średnio, ale przynajmniej zakwalifikowaliśmy się do ćwierćfinałów. Tam zaczęliśmy na młodych Francuzów, którzy chyba nie wierzyli, że mogą z nami wygrać. Nawet podczas gry życzyli nam powodzenia w dalszej fazie. Półfinał nie zapowiadał się jednak tak łatwo. Natrafiliśmy na Izraelczyków, którzy tak zaleźli nam za skórę rok wcześniej. Znakomity mecz zagrał jednak „Tuczas”, który przetrwał cały turniej i głównie dzięki niemu awansowaliśmy do finału. Tam trafiliśmy na Anglików. Chciałbym napisać, że mecz był emocjonujący, ale nie mogę. Rywale byli chyba zmęczeni całymi zawodami, gdyż zaprezentowali się na nas naprawdę słabo. Ale co mnie to obchodzi! Zostaliśmy Mistrzami Świata! Ilu Państwo znają Mistrzów Świata?

 

Uczę siebie i innych

Jakie plany brydżowe może mieć człowiek, który został Mistrzem Świata? W tej chwili staram się oddawać ludziom to, co kiedyś od nich dostałem. Na mojej drodze stało wielu brydżystów i trenerów, którzy mieli wpływ na to jak gram teraz. W związku z tym staram się uczyć młodych zawodników w swoim klubie – Dąbrówce Poznań. Jestem pewien, że za rok wśród nich będą Mistrzowie Europy, a później, mam nadzieję i Świata. Prowadzę też zajęcia dla dorosłych, gdzie można się czegoś nauczyć i pograć w miłym towarzystwie. O tym, jak spędzamy czas, znajdą Państwo informacje na stronie naukabrydza.pl.

Oprócz tego ciężko trenuję, by swoje sukcesy w kategoriach juniorskich przenieść do kategorii Open, ale niestety przede mną jeszcze długa droga. Mam nadzieję, że będę miał okazję się dzielić swoimi przeżyciami z tej podróży!